Szczyrk przywitał nas pochmurną pogodą. Przyjechaliśmy do ośrodka Gronie, kompleksu należącego do właściciela Szczyrk Mountain Resort. Budynek lata świetności ma juz za soba, w holu głównym widać historyczne zdjęcia z otwarcia obiektu, który co prawda przeszedł remont i odświeżenie, ale nadal daleko mu do chociażby budynków w samym Bike parku.
250zl za noc za osobę, wliczając w to śniadania, obiadokolacje i karnet rowerowy, niby nie jest wygórowana cena, ale jednak w głębi serca czegoś brakuje.
Po wieczornym serwisie rowerowym, następnego dnia ruszamy na ścieżki. W piątek ruch jeszcze skromny. Rowerzyści jeszcze śpią, wiec korzystamy z okazji i mniejszego ruchu na ścieżkach. Niestety niezbyt długo. Szczyrk w piątkowy dzień przywitał nas deszczową pogodą i finalnie, w ciągu całego dnia, zjechaliśmy łącznie dwa razy.
Sobota to już zdecydowanie lepsza pogoda, wiec ruszamy i ustawiamy się o godz. 9 w kolejce pod gondola. I tu pierwszy klops. Kolejka rowerzystów ciaaaaaagnie się aż do toalet. Niestety obsługa Szczyrkowskiego ogranicza się tylko do włożenia rak do kieszeni i obserwowania rowerzystów. Nikt nie nadzoruje, nie nadaje tempa i co gorsza nie dopełnia pustych gondol, które mogą pomieścić dwóch rowerzystów. Jeśli trafimy na nieparzystą grupę przed nami, to wielce prawdopodobne, że któryś wagonik będzie w połowie pusty, lub w połowie pełny. Szkoda, bo przepustowość wyciągu przez to spada, a sami rowerzyści którzy się nie znają, nie są skorzy do wsiadania i dołączania do nieznajomego.
A można przecież w ten sposób poznać i zbić piony z innymi, którzy dzielą naszą pasje…
Na górnej stacji wyciągu krzesełkowego, obsługa dorównuje tej z dolu.
Tam wejście do wagonika z rowerem nie stanowi problemu. Powieszenie jednak roweru na hak, w ruszającym się wagoniku może już stanowić dla niektórych problem. Kobiety, czy dzieciaki widziałem niejednokrotnie miały z tym problemy. Ale czy ktoś z obsługi im pomógł ? Niestety, ich pomoc kończy się na chwilowym wstrzymaniu kolejki i… radź sobie człowieku sam. W porównaniu do Grupy Pingwina, gdzie przykładają do tego ogromną wagę, to tu można powiedzieć, że w tej kwestii jest kiepsko. Szczyrk musi sporo nadrobić.
Na pytanie, dlaczego nie można na wyciąg krzesełkowy z rowerami elektrycznymi, słyszymy tylko „nie można” , „takie są przepisy” - jakie przepisy ? Tego już się nie dowiedzieliśmy.
Może rower jest za ciężki? Ale jak to się ma gdy siada rowerzysta pod 100 kg + rower 15 kg bo i tacy się zdarzają, w porównaniu do 70kg rowerzysty z rowerem elektrycznym 25kg? Może kiedyś Szczyrkowski nam odpowie.
Wracając do Bike parku. Trasy były po remoncie i zimowej przebudowie. Może tylko ja tak mam, jestem mało spostrzegawczy. Ja nie zauwazylem jakichś drastycznych zmian w trasach, zmiany linii czy tym podobnych. Trasy są odświeżone, załatane i równe, ale czy są nowe odcinki?
Ruszamy na pierwszy ogień niebieskimi trasami hip hopy. Jesteśmy ekipa średniozaawansowana, jak i również z osobami, które są w Bike Parku po raz pierwszy.
I mimo, że hip hopa air i flow wypełnione są hopami, stolikami, gapami czy rollerami, to wszystko da się spokojnie przejechać, bez konieczności oderwania koła od podłoża. Po pierwszym zjeździe wśród osób początkujących widziałem promienisty uśmiech od ucha do ucha, także niebieska trasa spełniła swoje zadanie w stu procentach.
Największa obawa tych nowych, był stopień trudności podłoża. Ale hip hopa, to traska flow, gdzie mamy gładką ścieżkę, wysokie i szerokie bandy, zapewniające bezpieczeństwo nawet osobom jadącym po raz pierwszy.
Ci, co chcą polatać, zwłaszcza na górnej części hip hopy, znajdą coś dla siebie. Siedmiometrowe stoliki nie są tu rzadkością. Fajnie przygotowane i równe.
Jednak w mojej głowie pojawia się myśl, co robią gapy na trasie niebieskiej dla początkujących. Czemu te przeszkody nie są stolikami, które dla początkujących skaczących stanowią większe bezpieczeństwo niż gap i na takich przeszkodach mogą właśnie ćwiczyć i podnosić swoje umiejętności. Nigdy tego nie zrozumiem.
Na drugie danie przejechaliśmy czerwonym Otikiem. Trasa naturalna enduro, z mnóstwem korzeni, kamieni, bardzo wąska. Niektóre ścianki stanowią spore wyzwanie, zwłaszcza, by się przelamac psychicznie i po nich przejechać. Jednak warunki dla nas nie były idealne. Mokro i ślisko, co utrudniało nam przejazd. Trzeba było czasami się zatrzymać i przemyśleć ścieżkę zjazdu, a co gorsza, sprowadzić rower. Bezpieczeństwo przede wszystikim, a mokra trasa i korzenie nie pomagały szybkim zjazdom. Mimo wszystko jednak bawiłem się na Otiku przednio. Warto go zaliczyć będąc w Bike parku.
Na deser, creme de la creme - Bestyja. Czarna trasa. To był mój debiut na tej trasie i wiem, że umiejętności nie pozwalają mi na przejazd tej trasy tak, jak się należy. Jednak nie moglem sobie odmówić, by nie zwiedzić w końcu tej trasy.
Pierwsze, co się rzuca w oczy, to brak chicken line’ow przy przeszkodach, a są one naprawdę grube. Jeśli umiesz trochę latać, to nie pchaj się na skoki na Bestyji. Tam musisz naprawdę dobrze umieć latać.
Drugie zaskoczenie, to stopień w jakim ta trasa łączy elementy enduro z air linem. Sekcji naturalnych jest tu bardzo dużo, o ile nie więcej niż samych skoków. A są one naprawdę wymagające. W taką pogodę, gdzie całe dwa poprzednie dni padało, trasa była przesiąknięta i bardzo mokra. Przy próbie nawet sprowadzenia roweru z trudniejszych odcinków, ślizgaliśmy się tam, jak na sankach, a jak już wsiadałem na rower, to często tylnie koło wyprzedzało przednie. No nie dało się normalnie zjechać. Szczyt przyszedł na odcinku z tabliczką z czaszką. Wtedy zaczynał się hardcore i tak wyobrażałem sobie właśnie czarna trasę. Prawie pionowa ściana, pełna korzeni i głazów.
W tym momencie odpuściliśmy i zjechaliśmy z trasy, niestety nie ukonczając Bestyji. Szkoda.
Na minus na czarnej trasie, musze wytknąć brak dobrych oznaczeń trasy. Wiem, że byliśmy tydzień po Pucharze Świata w DH i nowo oddana sekcja pucharowa nie jest jeszcze oznaczona. Ale minął tydzień. Ścieżka jest otwarta dla innych rowerzystów. To warto ją oznaczyć w sposób jasny i czytelny, by każdy wiedział którędy zjeżdżać. My jechaliśmy na hamulcu i mieliśmy problem z orientacją. Ci, którzy lecą pełny ogień, nie wiem, szczerze mówiąc, jak mieliby ogarnąć którędy mają lecieć.
Szczyrk nie rozczarował. Był przygotowany, zatłoczony i bardzo fajny. Jeśli zaczynasz, to miejsce będzie może nieidealne, ale dobre na początek Twojej przygody. Jeśli już jeździsz, to wiesz, czego się spodziewać i wiesz, że Szczyrk jest miejscem, gdzie warto przyjechać. Dwa dni to w mojej ocenie jest optymalna długość pobytu, zakładając, że jeździmy od otwarcia do zamknięcia z przerwą na obiad. Trzy dni to zdecydowany max na te trasy.